Udało się i możecie przeczytać dzisiaj rozdział 5.
Mam andzieję, że się spodoba. Jak dla mnie, ten jest narazie najlepszy ^^ Co do 6, nie wiemkiedy będzie, narazie robię sobie "urlop". Muszę mieć chwilę spokoju, usiąść, zamknąć oczy i sobie wszystko wyobrazić i dobrać słowa do opisania.
--------------
Rozdział 5
~~~~~~~~
Niebo przecięła długa i potężna błyskawica. Deszcz lunął niespodziewanie. Dziewczyna naciągnęła na głowę szatę szkolną i pobiegła za resztą uczniów w stronę jeziora, gdzie zakotwiczone były łódki.
- Oni chyba sobie żartują! – wyraziła głośno swoje zdanie jakaś rudowłosa jedenastolatka – Mamy przepłynąć jezioro w TYM?
Udało jej się wzbudzić w tłumie powszechne poruszenie. Wszyscy zaczęli się skarżyć, ale ponieważ jakoś musieli się dostać do Hogwartu, nie było wyjścia - musieli wsiąść do łodzi i marznąć na lodowatym deszczu. Gdy w końcu wszyscy dobili brzegu, przemoczeni skierowali się ku szkole. To co widzieli, wysiadając z pociągu było jedynie małą cząsteczką ogromnego zamku. Dzieci przebiegły ostatni odcinek drogi i znaleźli się w dużym holu. Wszyscy skierowali się do sali po prawej. Gdy tylko tam weszli, pierwsze co uderzyło w oczy, była ilość osób w pomieszczeniu. Były tam setki nastolatków, siedzących przy czterech stołach, oraz szóstka dorosłych przy jednym, długim stole na krańcu sali. Chwile po tym, jak wszyscy weszli do pomieszczenia, jeden z czarodziejów, najstarszy, powstał i przemówił:
- Witam ponownie naszych uczniów – tych nowych i tych starszych. – jego głos odbijał się echem tak, że było go słychać wszędzie – Mam nadzieję, że to będzie kolejny, udany rok szkolny. A na razie, czas na ceremonię przydziału. Panie Krico, proszę na środek.
Skinął lekko głową na mężczyznę, a ten szybko wziął do ręki długą listę, rozwinął ją i powiedział:
- Teraz każdy, kogo wywołam podejdzie tutaj.
Ceremonia ciągnęła się. Uczniowie poprzez tiarę przydziału – wyświechtaną, starą czapkę, byli wybierani do poszczególnych domów.
- McGuire, Megan! – rozległ się po jakiejś godzinie zachrypnięty głos. Meg podeszła wolnym krokiem do stołka, przy okazji bliżej przyglądając się osobą siedzącym przy długim stole. Na samym końcu stołu, od prawej, siedziała kobieta w podeszłym wieku, o czarnych włosach spiętych w ciasny kok. Obok niej siedziała ubrana w biały kitel czarownica. „Najprawdopodobniej to pielęgniarka szkolna” pomyślała. Niedaleko była kolejna czarownica. Obok niej zasiadł starszy czarodziej, a na uboczu trzymał się ciemnowłosy mężczyzna. Następne krzesło, należące do Kirca, było puste.
Dziewczyna niepewnie zasiadła na kiwającym się, zniszczonym stołku, a tiara opadła jej aż na nos. Po chwili ciszy, usłyszała w głowie cichutki głosik :
„Hm… Jesteś bystra. Sprytna i bystra, potrafisz walczyć o swoje. W głębi duszy jesteś waleczna, ale nie aż tak, aby przydzielić cię do Gryffindoru… Mam dylemat – umieścić cię w Ravenclawie czy w Slytherinie? I tam i tam, mogłabyś naprawdę wiele zyskać… Ale jednak najlepiej będzie…”
I w tym samym momencie, kiedy tiara wykrzyknęła „RAVENCLAW”, niebo nad Hogwartem i sto tysięcy kilometrów dalej przecięła błyskawica.
W jednym z okien obskurnego, szarego bloku dwa razy szybko błysnęło jaskrawozielone światło. W środku pomieszczenia, na podłodze leżały dwie martwy osoby – mężczyzna i dziecko. Tuż obok z bólu kuliła się na podłodze staruszka, starając się zatamować krew tryskającą jej z gardła. Nad nią dyszał ktoś ubrany w czarną, długą pelerynę z naciągniętym kapturem.
Spojrzał z pogardą na kobietę i w tym samym momencie zagrzmiało na zewnątrz.
- I co babulko? Chcesz skończyć jak oni? – wysyczał, i zdjął kaptur. Na oko miał siedemnaście lat. Jego oczy świeciły w ciemności czerwienią, a tłuste czarne kosmyki opadały na spocone czoło. – Wiesz jak tego uniknąć? Nic jej…ani nikomu… NIE POWIESZ!
Ostatnie słowa wręcz wykrzyczał. Miał okropny, chrapliwy głos. Dyszał ciężko patrząc z góry na nie poruszające się ciała. Kobieta podniosła zakrwawioną twarz. Leżała już w dosyć sporej kałuży, w cieniu, tak, że nie można było dostrzec jak wygląda.
- Nigdy, szarlatanie! – wyszeptała z trudem i osunęła się powrotem, starając się zatrzymać dłonią krwotok. Chłopak zaśmiał się szyderczo.
- Nawet nie chce mi się ciebie zabijać… - uśmiechnął się, ukazując białe zęby – lepiej, żebyś zginęła w cierpieniu, żebyś popamiętała… Żeby twoje ostatnie myśli brzmiały „Dlaczego nie posłuchałam Sethiorth? Jaka ja biedna! Jaka ja głupia…” – zaśmiał się – Avada wykończyłaby cię bezboleśnie. Zresztą nie wiem… Nigdy nie doświadczyłem tego uczucia. To twoja ostatnia szansa, kobieto. Przysięgniesz, albo umrzesz. I nic już cię nie uratuje.
Nie usłyszał odpowiedzi. Odwrócił się od niej i zatrzymał, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Po chwili z całej siły kopnął leżącą brudnym butem, prosto w twarz. Wyszedł, przedtem wywarzając drzwi. Naciągnął kaptur na głowę i gwałtownie się zatrzymał.
- A no tak… Zapomniałbym… - uniósł wysoko różdżkę – Morsmorde!
W tym samym momencie, kiedy na ciemnym, zachmurzonym niebie rozświetliła się jaskrawozielona postać czaszki z wężem w środku, w wielkiej Sali, w Hogwarcie kilka osób z grymasem na twarzy złapało się za lewe przedramię.
_________________
Ostatnio zmieniony przez Megan McGuire 2007-07-11, 20:29, w całości zmieniany 3 razy
SUPER!to chyba była najlepsza część!błedów nie ma,widziałem tylko:Najprawdopodobniej,była to Pielegniarka szkolna.Bez Przecinka!
no,to wszysko.
EDIT:Damian,to jest tak:Jak Megan przydzielono do Ravenclavu,To Błyskawica przecieła niebo w 2 miejscach na świecie:Nad Hogwartem i w jakimś Obskurnym,szarym bloku.I to jak Babulkę molestują to jest w tym bloku.
Kapujesz?
Rety,byłbm zapomniał:jest coś takiego "i grzmotneło na zewnątrz".jak się czyta,to trochę dziwnie to brzmi...Proponuję,żebyś zmieniła to w "Coś grzmotneło na zawnątrz" albo "Zagrzmiało na zewnątrz".Wybó naleźy do ciebie
Hmm... dzięki! Już poprawiłam. Narazie muszę poczekać aż Sal wróci, żeby mi poprawkę zrobiła ^^ Oczywiście, jeżeli będzie chciała ;-]
A tak a`propos wiecie, kto to był? Ten co ją torturował? ;P :>
Wiek: 35 Dołączył: 22 Maj 2007 Posty: 344 Skąd: z domku
Wysłany: 2007-07-11, 21:25
Robi się coraz ciekawiej. Wreszcie narasta atmosfera grozy. Co do błędów był taki jeden ...hym...nie moge go teraz odnaleźć ,ale chodziło tam o powtórzenie. Jeśli chodzi o te przejście (błyskawica) jest to niezły pomysł ,ale wypadało by się zastanowić nad kompozycją. Wystarczy przestawić wyrazy co nieco dodać i już będzie jasne dla wszystkich Nawet Damian zrozumie
Megan wiem kto to jest Sethiorth. . Greed nie bez powodu wybrał mnie na swoją prawą ręke. No ,ale to nieznaczy że zaczne mu ufać Megan
_________________ Zapracowany. Diagnoza: Cierpi na chroniczny brak wolnego czasu
Rozdział 6
-------------------
Megan ziewnęła. Siedziała przy stole Krukonów przyglądając się każdej osobie ze sporym zainteresowaniem. W pewnym momencie napotkała wzrok Damiana.
- Damian… - zaczęła nachylając się lekko ku rozmówcy – Jesteś tu od... od kilku lat, prawda?
Chłopak podniósł wzrok od talerza. Zaledwie kilka minut temu rozpoczęła się uczta i wszyscy pogrążeni byli w napełnianiu żołądków do syta.
- Ummb… - przełknął to, co miał w ustach i spojrzał na nią – to prawda… A co?
- Znasz ich? To znaczy, tych ludzi? – zapytała, przechylając głowę.
- Och… Wiesz, wszystkich może nie znam, ale większość… Więc tak. Najważniejsi, siedzą tam – wskazał dyskretnie na jeden, długi stół, na końcu sali – nauczyciele. – spojrzał na nią i zauważył, że to nie zaspokoi jej ciekawości – Krico, to zastępca dyrektora. – zaczął - Papierkowa robota i te sprawy. Obok siedzi profesor Ethan Greed – zmrużył oczy – uczy obrony przed czarną magią. Tam jest dyrektor, Egor Kingsley… – przeniósł wzrok na kobietę obok – Profesor Lothien Greece. Zaklęcia. – odparł krótko i przeszedł dalej – Elanor Nevar, uczy opieki nad magicznymi stworzeniami a tam to pani Pomfrey. Pielęgniarka, jak zresztą zdążyłaś zauważyć.
- No dobrze… - rzekła po dłuższym przyglądaniu się osobom – a ci uczniowie, których powinnam znać?
Damian wziął głęboki oddech i zaczął mówić :
- Hm… Zacznijmy od Gryfonów… Morir Liserg… - urwał jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował – …Amidamaru Stern… Ernest Digory… - wyliczał – Więc teraz ślizgoni. Hmm… Draz… Hiroshi... Albus… – zastanowił się – Puchoni ; Akechi Erech, Pito…No i Ravenclaw. Ja, ty, Virion Valentine…
Dziewczyna skinęła głową.
- Okej, dzięki. – uśmiechnęła się. Kolejna błyskawica przecięła niebo.
Tymczasem przez ciemny gąszcz lasu uciekał Sethiorth. Dyszał ciężko, ale się nie zatrzymywał. Co jakiś czas uchylał się przed jakimiś zaklęciami. W końcu zatrzymał się na szerokiej, półżółkłej polanie. Zamknął oczy i obrócił się w miejscu. Po chwili już go nie było. Ułamek sekundy później w to samo miejsce wbiegła trójka mężczyzn.
- Niech to szlag! – przeklął jeden z nich, ocierając krew z policzka – Znowu uciekł…
Ze złości i bezradności kopnął ziemię. Po chwili wyszli z lasu przeklinając, a kilka metrów dalej z ukrycia wyszedł młodzieniec.
- Ależ naiwni… – zadrwił, odwracając się na pięcie. Spojrzał na niebo, założył pelerynę niewidkę i zniknął w gęstym deszczu.
W wielkiej Sali uczta właśnie się skończyła. Uczniowie wstali i wyszli z pomieszczenia. Krukoni udali się na pierwsze piętro. Prefekt podał im hasło do pokoju wspólnego. Meg pożegnała się z Damianem i poszła do sypialni dziewczyn. Po paru minutach była już pogrążona w głębokim śnie.
Krótkie, krótkie, wiem... Wene miałam ale nie wystarczającą. To ostatni rozdział przed wyjazdem - najprędzej 7 będzie 14 sierpnia, jak wróce z Turcji, w co osobiście wątpie. Także... W połowie sierpnia następny.
_________________
Ostatnio zmieniony przez Megan McGuire 2007-07-24, 09:24, w całości zmieniany 2 razy
Rozdział 7
---------------
Trzask!
Kilka metrów dalej…
TRZASK! HUK!
Kobieta spowita w biało-niebieską szatę uniknęła kolejnego, jaskrawozielonego promienia. Tuż za nią biegła trójka mężczyzn ubranych w długie, czarne szaty, leżące na nich niczym druga skóra.
Zrobiła kolejny unik. Przeskoczyła niski murek. Jeszcze kilka metrów…
Wkroczyła w uliczkę zalaną ciemnością. Jedyne, co można było dostrzec, to krwistoczerwone punkciki gdzieś na wysokości półtora metra. Dyszała, była zmęczona ucieczką. Nagle, z zaułka jej nadgarstek pochwyciła męska dłoń, wciągając do środka kobietę niczym do paszczy lwa.
- Aven? – zapytał cicho i niepewnie mężczyzna, macając dookoła, w końcu znajdując dłoń kobiety.
- Tak to ja Thomasie… - odpowiedziała. Jej głos był bardzo czysty, wręcz piękny, mimo ogromnego zdenerwowania. – Myślisz, że…
- Tak. Zostaliśmy tylko my… - odpowiedział Tom wzdychając – Ale… Co… - przełknął ślinę.
– Co z dziećmi…?
Mężczyzna pokiwał głową, ale po chwili zreflektował się, i odpowiedział cicho
- Tak… Dlaczego zostawiliśmy je same… William ma dopiero sześć lat! Wiesz, że on nie potrafi korzystać z….
- Sza! – uciszyła go szybko i rozejrzała się – Oni nie mogą tego używać, wiesz o tym. To niebezpieczne, mam powtórzyć? NIEBEZPIECZNE, NIE MOŻESZ TEGO ZROZUMIEĆ?! ILE RAZY MAM POWTARZAĆ?! NIE CHCE, ŻEBY MIELI TAKIE KŁOPOTY JAK MY! NIE CHCE ICH NARAŻAĆ! TERAZ, TO WSZYTSKO CO MAMY!– wrzasnęła na całe gardło wściekła. Po chwili do uliczki wkroczyła dwójka ludzi – mężczyzna i kobieta. Aven szybko wskoczyła na niego i szybkim ruchem wbiła długie kły w jego szyje, zaciskając równocześnie na niej lewą rękę, a prawą wsadziła mu głęboko do ust. Po chwili mężczyzna padł martwy, a krew lała się z niego hektolitrami. Kobieta skierowała się ku drugiej napastniczce i ledwo zdążyła wbić się głęboko do jej ciała ta wydyszała:
Avada Kedavra!
Obydwie padły bezruchu. Thomas oszołomiony podszedł do swojej żony i ukląkł. Cały drżał.
- Aven… - dwie łzy spłynęły po jego policzku.
- Hej! Tam są! Słyszałem krzyki! – wrzasnął męski, donośny głos, a Tom wstał szybko i wybiegł z zaułka. Skierował się na prawo, wybiegł z miasta i dostrzegł dym unoszący się daleko.
- Och… Nie… nie! – szepnął cicho i podbiegł bliżej. Na urwisku stał dom, a raczej jego ruiny. Gdzieniegdzie jeszcze palił się ogień, ale z większości unosił się czarny jak smoła dym. Gdy podszedł bliżej ujrzał, że z dwupiętrowego domu została kupka popiołu. Co jakiś czas można było dostrzec kawałki sprzętu domowego – z ogromnego fortepianu pozostała tylko niekształtna bryła a schody przeszły do historii. Mimo to, ostrożnie, lecz szybko wbiegł na piętro i zaczął krzyczeć :
- William! William! – wbiegł na kolejne – Megan! Megan Angel! Jeżeli mnie słyszycie uciekajcie stąd! Williamie, zabierz siostrę do Londynu! Na pokątną! Wiesz gdzie to jest!
Thomas wyszedł z ruin kaszląc ciężko. Podszedł do urwiska i spojrzał w dół na zebranych tam śmierciożerców.
Avada Kedavra!
Mężczyzna runął w dół, a kobieta za nim zaśmiała się szyderczo. Tą przerażającą scenę obserwowały trzy osoby – starsza kobieta i dwójka ludzi w połatanych ciuchach.
NIE!
Megan obudziła się szybko zlana zimnym potem. Po kilku sekundach znów zasnęła.
Gryphon, któryś raz widzę tak "rozbudowany" post i trąci mi to zwykłym nabijaniem postów. Jeśli zobaczę jeszcze kilka takich jednozdaniówek, nic nie wnoszących do tematu, zarobisz ostrzeżenie, a ja zacznę takie posty kasować - Ivul Mod
_________________
Ostatnio zmieniony przez Saligia 2007-08-27, 09:06, w całości zmieniany 1 raz